Nowa afera

2010-09-16
 
opinie: 1
 
 Edit Post
Dzisiejszego poranka, a właściwie to w nocy, tvn24 dostało w prezencie od władz Warszawy nową pożywkę. Rano, podczas przygotowywania jedzenia do pracy i spożywania porannej kawy, tradycyjnie miałem włączoną tą telewizję informacyjną, w której prowadzący przez bite 20 minut opowiadał o usuniętym sprzed Pałacu Prezydenckiego krzyżu. Na całość jego relacji składały się trzy zdania, wypowiadane w różnych konfiguracjach: "w nocy ktoś usunął krzyż, półtora miesiąca od ustaleń z kościołem i harcerzami krzyż zniknął, nie ma już krzyża przed Pałacem Prezydenckim". I tak w koło Macieju... Szykuje się niezły cyrk.

Najbardziej zasadnym pytaniem teraz zdaje się być jedno: gdzie jest krzyż?

fot. East News
 

Co racja, to racja

2010-08-04
 
opinie
 
 Edit Post

Aby nie umknęło.
 

Australia w Polsce

2010-08-03
 
opinie: 2
 
 Edit Post
Bareja wiecznie żywy chciałoby się powiedzieć po rozmowie telefonicznej, którą odbyłem kilka minut temu. zadzwoniłem do firmy kurierskiej z prośba o wycenę kosztu transportu paczki z Bierunia do Australii. Pani w słuchawce zamilkła na czas obliczeń i wyskoczyła z kosztem 45 złotych. Zdziwiony zapytałem czy jest pewna, że paczka do Australii jest tak tania. Pani się zreflektowała: "a to ma być międzynarodowa?". Ręce mi opadły.

Od razu przypomniał mi się Miś:

– Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta – Lądyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...
– Ale Londyn – miasto w Anglii.
– To co mi pan nic nie mówi?!
– No mówię pani właśnie.
– To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...
 

War of the Ring

2010-07-16
 
opinie: 5
 
 Edit Post
Tak się miło złożyło, że w ubiegły piątek miałem wolny wieczór. Pierwszy wolny piątkowy wieczór od lat. W związku z tym trzeba było jakoś zagospodarować czas wolny. Zaproponowałem Drago pyknięcie kolejki w grę planszową, gdyż ostatnimi czasy zupełnie odpuściliśmy temat (głównie z powodu braku czasu i możliwości zgrania się w jednym miejscu i czasie na godzinę lub dłużej). Padło na rozegranie wojny o pierścień w Śródziemiu, czyli War of the Ring.

Nie graliśmy w WotR od kilku miesięcy, więc na szybko odświeżyliśmy zasady i rozpoczęliśmy rozgrywkę. Drago po stronie Wolnych Plemion, ja po stronie Sił Ciemności. Muszę oddać mojemu przeciwnikowi, że dzielnie stawiał czoła przeważającym siłom Mordoru. Raz nawet napędził mi stracha zdobywając Isengard, jak się po chwili okazało nie mógł tego zrobić (zasady). Niemal czterogodzinna potyczka zakończyła się zwycięztwem na punkty - nie udało się odzyskać pierścienia, lecz Wolne Plemiona zostały zniewolone.

Poniżej kilka ujęć zrobionych podczas rozgrywki.






 

Czarny dzień futbolu

2010-06-28
 
opinie: 3
 
 Edit Post
Z wypowiedzią na temat Mundialu wstrzymywałem się do jego zakończenia. Temat to gorący, wszyscy spece, nie-spece, blogerzy, facebookowcy i inni rozpisują się o nim cały czas, stąd moje milczenie. Jednak wczorajszy dzień wzburzył mnie na tyle, że muszę (inaczej się uduszę) dać upust swoim emocjom.

Od kilku dni czekałem na mecz Anglia – Niemcy, gdyż głęboko wierzyłem, że będzie to wspaniały mecz, pełen emocji i doskonałego piłkarskiego rzemiosła. Moja niechęć do dumy i butności anglików tchnęła mnie do kibicowania młodej, finezyjnie grającej reprezentacji Niemiec. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie błąd (a właściwie wielbłąd) sędziego liniowego, który nie uznał prawidłowo strzelonej przez Lamparda bramki na 2:2. Ta nieuznana bramka mogła mieć duży wpływ na dalszy przebieg spotkania. To, że piłka odbiła się pół metra za linią bramkową widzieli chyba kibice z ostatnich miejsc na stadionie. Sędzia, uraczony powtórką na ogromnym telebimie, pozostał przy swojej chorej decyzji. Temu panu dziękujemy. Powinien na niego zostać nałożony zakaz stadionowy.

Drugi mecz tego dnia Argentyna – Meksyk zaczął się pięknie. Ciekawe akcje skonstruowane przez zawodników z Meksyku (który był mi bliższy niż drużyna przeciwna), dwa groźne strzały na bramkę niemrawo grającej Argentyny i nagła bramka z niczego. Messi podał do znajdującego się na 2 (słownie: dwu) metrowym spalonym Teveza – ten nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Sędzia liniowy dla ułatwienia miał linię pola bramkowego, na której stali obrońcy Meksyku. I tu powtórka na ogromnym telebimie nie pomogła zaburzeniom wzroku sędziego. Ile czasu zabrała dyskusja najpierw zawodników Meksyku z sędzim, sędziego głównego, później zawodników Argentyny z sędzim? Dobre kilkadziesiąt sekund. W tym czasie sędzia główny zdążyłby pięć razy sprawdzić zapis wideo lub dostać na tkwiącą w uchu słuchawkę od sędziego technicznego, który przy monitorze pilnowałby powtórek. Temu panu również dziękuję i nie polecam mu wakacji w Meksyku.

Szkoda meksykanów, szkoda anglików, że zostali tak skarceni. Z drugiej strony dobrze, że trafiło kraj z tak silną federacją, która mocno wspiera finansowo kanalie z FIFA poprzez wykup praw do transmisji. Może oni dadzą radę przycisnąć Balttera i z jego tępego łba wybiją myślenie, że błędy sędziów (być może) są najpiękniejszą częścią futbolu.

Anglicy wymyślili futbol. Czas zrobić to ponownie.

Fotografia: Tom Jenkins/guardian.co.uk
 

Foto: woda w Tychach

2010-05-18
 
opinie: 2
 
 Edit Post
Poniższe zdjęcia zrobiłem nad jeziorem Paprocańskim i w jego najbliższych okolicach. Do tragedii brakuje już niewiele. A deszcze wciąż pada...







































 

Týr - By The Light Of The Northern Star

2010-05-13
 
opinie
 
 Edit Post
Po kilku latach wyciszenia ciężka muzyka przeżywa swoisty renesans w moim odtwarzaczu. Nigdy nie porzuciłem ciężkich brzmień (nieprzerwanie słuchane Dream Theater, Tool, MM, NiN, Illusion itp), lecz dopuściłem do głosu inne, wcześniej traktowane po macoszemu (delikatnie mówiąc), gatunki muzyki. Rynek metalowy straciłem z oczu na lata, więc wszystko odkrywam jakby na nowo - niedawno Arcturus, Anthrax czy Exodus.

Natchniony felietonem o pogańskich kapelach metalowych (dorwany na onet.pl - Poganie was pogonią) ruszyłem na poszukiwanie omawianej w artykule muzyki w nieprzebranych zasobach youtube'a. W ten sposób w oko, a właściwie "w ucho" wpadł mi, pochodzący z Wysp Owczych, Týr.

Płyta "By The Light Of The Northern Star" nagrana jest w oparciu o standardowe instrumentarium (większość pagan metalowych kapel sięga do instrumentów dawnych) w raczej średnich oraz nieco wolniejszych tempach. Szybsze, nieco cięższe i zdecydowanie bardziej energetyczne kawałki to "Hold The Heathen Hammer High", "Into The Storm", "Ride" czy tytułowy "By The Light Of The Northern Star". Wszystkie utwory charakteryzują się miłymi dla ucha melodiami (kojarzy mi się szwedzkie granie), solówkami, czystym śpiewem i dobrze dogranymi chórami. Ciekawym doznaniem jest odsłuch dwóch utworów odśpiewanych w języku farerskim. Mowa tu o "Tróndur Í Gøtu" oraz "Turið Torkilsdóttir", w których dziwnie brzmiący, gardłowy język dodaje nienamacalnej podniosłości. Na szczególną uwagę zasługuje kawałek "By The Sword In My Hand" - tekst jest dość patetyczny, lecz przygniatający do ziemi refren szybko wpada w ucho.

Nie znam poprzednich dokonań chłopaków z Týr, więc nie jestem w stanie ocenić czy ten najnowszy album to krok w przód czy w tył w ich działalności. Na pewno album nie powala na kolana. Patrząc przez pryzmat muzyki metalowej nie jest to jakiś przełom, który wyznaczyłby nową drogę. To rzetelnie przygotowany materiał, do którego ciężko się przyczepić. Średnie tempa, niezbyt ciężkie brzmienie (co w ich przypadku działa zdecydowanie in plus), charyzmatyczny głos wokalisty okraszone miłymi dla ucha melodiami i chórkami składają się na płytę, która jeszcze jakiś czas gościć będzie w moim odtwarzaczu.

W Polsce CD kosztuje 60-65 pln, ale można go kupić przez ebay w Wielkiej Brytanii za 34 pln (to już z przesyłką! - realizacja w 5 dni).
 

Niedzielny relaks

2010-05-11
 
opinie: 1
 
 Edit Post
Niedzielne popołudnia spędzałem już na wiele sposobów. Takich zupełnie zwyczajnych i mniej popularnych. W każdym razie w ubiegłą niedzielę zadebiutował w moim katalogu rodzajów spędzania czasu marsz na orientację ze wzrokiem wbitym w ziemię. Niby wielką nowością nie jest, gdyż stanowi modyfikację jednej z popularniejszych metod przemieszczania się w terenach zielonych przy ładnej pogodzie. Do zwykłego szwędania się po łące dodałem szukanie buta. Synchroniczne. W sensie z kumplem, który owego buta zgubił w bliżej nie znanych sobie okolicznościach podczas powrotu z mojego do swojego domu. Teren do przeczesania był większy niż moglibyśmy przypuszczać, ponieważ nie była (nie jest oraz nigdy nie będzie) znana trasa nocnego przemarszu. Poziom trudności zadania podniosła drzemka, ucięta przez owego kolegę w miejscu, które wymagało znacznego zboczenia z kursu jaki powinien był obrać na drodze z punktu A do punktu B. Ślady błota oraz wody na ubraniu sugerowały przejście przez teren budowy nowego osiedla (w nocy, bez świateł, w błocie i kałużach, w stanie który określić można mniej więcej tak: „dwa kroki wprzód, trzy w tył”) lub jej najbliższej okolicy. Godzinny spacer po okolicach typowanych przez nas na odwiedzone przezeń w nocy nie przyniósł zadowalających rezultatów. Odejście buta do Krainy Znoszonych Trzewików uczciliśmy gromkim śmiechem.
Dawno się tak nie uśmiałem.


Fotografia zassana: http://www.photographyontherun.com/default.aspx
 

Przylądek strachu

2010-05-03
 
opinie
 
 Edit Post
Przez zupełny przypadek trafiłem na zacny film - Przylądek strachu (Cape Fear) z 1962 roku z Gregorym Peckiem i Robertem Mitchumem w rolach głównych. Prowadzenie akcji w tym niemal pięćdziesięcioletnim obrazie jest zupełnie inne niż we współczesnych filmach, pomimo tego trzyma w napięciu do samego finału.

Max Cady (Mitchum) wyszedł z więzienia po ośmiu latach odsiadki, za gwałt na nieletniej i od razu przystępuje do skrupulatnie zaplanowanej zemście na Samie Bowdenie (Peck), którego zeznania były kluczowymi w sprawie. Max zaczyna nękać rodzinę Sama doskonale kryjąc się za przepisami - pojawianie się w miejscach, w których przebywa Sam, telefony, zawoalowane pogróżki, otrucie psa i temu podobne. Policja i wymiar sprawiedliwości są bezradne, kończąc swoje działania na ciągłym zatrzymywaniu i nękaniu prześladowcy. Doskonale pokazana bezsilność organów ścigania i bezkarności przestępcy. Sam musi wziąć sprawę w swoje ręce zaczynając od wynajęcia detektywa (Telly Savalas - z włosami na głowie). Dobry pomysł podany w rewelacyjny sposób.

Dawno nie oglądałem tak świetnego klasycznego kina sensacyjnego. Czarno-białe barwy filmu dodają mu jeszcze tajemniczości i egzotyki, której brak w dzisiejszym, goniącym za efektami specjalnymi kinie. Warto!
 

Bojkot

2010-04-29
 
opinie
 
 Edit Post
Przypomniała mi się właśnie pisowska akcja bojkotowania stacji TVN. Kiedy to z nieskrywaną dumą odwracali głowy od mikrofonów z charakterystycznym logiem, nie przyjmowali i nie byli zapraszani do programów publicystycznych. Z jednej strony musieli się czuć niebywale – olali sikiem prostym największą prywatną telewizję w Polsce. Z drugiej jednak zdecydowana większość polityków ma „parcie na szkło”, a tu nie było jak się zaprezentować publiczności szerszej niż w radiu, które ma ryja i program TV.

Sami jesteśmy winni takiemu stanowi rzeczy: i media, i my - odbiorcy. Grupy dziennikarzy, ekspertów, quasi-ekspertów i polityków przegadują godziny w programach publicystycznych analizując wypowiedzi innych polityków, quasi-ekspertów, ekspertów i dziennikarzy. Tworzą opinie na podstawie opinii. My roztrząsamy każde zdanie wypowiedziane przez gadające głowy – czy to mądre i wartościowe czy też kompletnie bzdurne i nie mające sensu. Dyskutujemy i przekazujemy informacje nieistotne. Jak lawina.

A gdyby tak to media zbojkotowały polityków? Wyobraźcie sobie Beatę Kempę wychodzącą z posiedzenia Sejmowej Komisji ds. wyjaśnienia sprawy niewyjaśnianej na pusty sejmowy korytarz. A tu ani pół dziennikarza, ani pół mikrofonu. A Eugeniusza Kłopotka, najczęściej przepytywanego w głównym holu Sejmu, rozglądającego się za kamerami i błyskami fleszy. Albo pierwszego lepszego posła na Sali Plenarnej, który zamiast brać udział w pracach Sejmu z przerażeniem wertując jakiś dziennik w poszukiwaniu politycznych wiadomości natrafia na sport, kulturę, sztukę i kulinaria, znajdując obiekt swego pożądania na ostatniej stronie.

Marzenie ściętej głowy. Choć samo wyobrażenie zakłopotanych min wiecznie obecnych w mediach gadających gąb dała mi sporo dobrej zabawy.

Fotografia z pl.wikipedia.org
 
Related Posts with Thumbnails