Niedzielne popołudnia spędzałem już na wiele sposobów. Takich zupełnie zwyczajnych i mniej popularnych. W każdym razie w ubiegłą niedzielę zadebiutował w moim katalogu rodzajów spędzania czasu marsz na orientację ze wzrokiem wbitym w ziemię. Niby wielką nowością nie jest, gdyż stanowi modyfikację jednej z popularniejszych metod przemieszczania się w terenach zielonych przy ładnej pogodzie. Do zwykłego szwędania się po łące dodałem szukanie buta. Synchroniczne. W sensie z kumplem, który owego buta zgubił w bliżej nie znanych sobie okolicznościach podczas powrotu z mojego do swojego domu. Teren do przeczesania był większy niż moglibyśmy przypuszczać, ponieważ nie była (nie jest oraz nigdy nie będzie) znana trasa nocnego przemarszu. Poziom trudności zadania podniosła drzemka, ucięta przez owego kolegę w miejscu, które wymagało znacznego zboczenia z kursu jaki powinien był obrać na drodze z punktu A do punktu B. Ślady błota oraz wody na ubraniu sugerowały przejście przez teren budowy nowego osiedla (w nocy, bez świateł, w błocie i kałużach, w stanie który określić można mniej więcej tak: „dwa kroki wprzód, trzy w tył”) lub jej najbliższej okolicy. Godzinny spacer po okolicach typowanych przez nas na odwiedzone przezeń w nocy nie przyniósł zadowalających rezultatów. Odejście buta do Krainy Znoszonych Trzewików uczciliśmy gromkim śmiechem.
Dawno się tak nie uśmiałem.
Fotografia zassana: http://www.photographyontherun.com/default.aspx
Powrót do Monster of the Week
1 tydzień temu
opinie: 1 Prześlij komentarz
11 maja 2010 17:49
Tak, to było miłe niedzielne popołudnie :)
Prześlij komentarz