Kiedy przedwczoraj wychodząc do pracy zobaczyłem warstwę śniegu na samochodzie opadły mi ręce. Ile można – pytałem siebie samego. Zimno, wilgotno, szaro i ponuro. Motywacja do zrobienia czegokolwiek była wprost proporcjonalna do słupka rtęci w termometrze. Dzień później mile zaskoczył mnie termometr w samochodzie, wskazując pięć stopni na plusie. I to przed dziewiątą rano.
Dzisiejsze wyjście z domu było chyba najprzyjemniejszym w tym roku. Powietrze jest już przesycone zapachem nadchodzącej wiosny. W przeciągu dwóch dni moje (i zapewne przeważającej większości współobywateli) nastawienie do życia odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz tylko wyglądać pierwszych zielonych liści i odżywających traw.
Zimie już dziękuję.
One Page Rules - czyli, jako wpadłem w paszczę szaleństwa
2 miesiące temu
opinie: 3 Prześlij komentarz
19 marca 2010 10:51
Tak wiosna! Slonce, drzewa, ptaki. Wraca życie!
19 marca 2010 14:38
Kurcze jest to jedna z najpilniej wypatrywanych wiosen mego krótkiego żywota. Z tegorocznej zimy prawie nic nie pamiętam wszystkie te zasypane śniegiem dni zlewają mi się w jedną białą miazgę - gdyby nie świętą, to bym pewnie nie pamiętał w ogóle, że rok się skończył :D
19 marca 2010 16:44
jebać wiosnę, to pora dla pedałów ! Zimo, nie poddawaj się, napierdalaj !
Srać na kwiatki , ptaszki i trawkę ! Śnieg, śnieg i jeszcze więcej śniegu ! Wieczny, kurwa, mróz !
Prześlij komentarz