Olkowi chyba zasmakował mój kurczak po włosku, bowiem zgłosił się do mnie po przepis. Korzystając z okazji goszczenia u siebie mojej matki oraz rodzicielki Ani ugotowałem takiegoż kurczaka właśnie. Przy okazji receptura dla Olka.
Przed przystąpieniem do pichcenia zawsze przygotowuję wszystkie półprodukty, by uniknąć sytuacji, kiedy przypala się cebula, a ja właśnie zaczynam rozmrażać mięso. Do jednej miseczki wrzuciłem przecięte na pół czarne oliwki (pół słoiczka), do tego starłem skórkę z cytryny (przed ścieraniem zawsze warto sparzyć owoc – pestycydy nie są składnikiem tej potrawy). Do drugiej wrzuciłem pokrojoną w plasterki średnią cebulę. W kolejnej miseczce znalazło się miejsce dla trzech wyciśniętych ząbków czosnku oraz kopru włoskiego (to bardzo ważny składnik, właśnie jemu potrawa zawdzięcza ciekawy smak. Świeżego w Tychach nie znalazłem, zadowoliłem się suszonym, który można znaleźć w każdym markecie na dziale z herbatkami). W kolejnej zagościł grubo siekany pęczek bazylii. Oprawiłem trzy filety z piersi kurczaka (można je przyrządzić w całości lub krojąc w dowolną kostkę) i natarłem solą oraz pieprzem. W małym rondelku zagotowałem pół litra wody z kostką rosołową (rosół z kury). W dużym garnku na trzech-czterech łyżkach oliwy z oliwek zezłościłem cebulę. Do tego wrzuciłem czosnek z koprem włoskim. Po krótkiej chwili włożyłem kurczaka i obsmażyłem go z obu stron (mniej więcej po jednej minucie na stronę). Po czym dodałem dwie chochelki rosołu, pół szklanki białego wytrawnego wina i czarne oliwki ze skórką z cytryny. Przykryłem pokrywką i zostawiłem na kilka minut na średnim ogniu. Później rzuciłem bazylię, przemieszałem i bez pokrywki gotowałem jeszcze przez moment pozwalając płynom nieco odparować. Po chwili mogłem wyłożyć kurczaka na półmisek i podać go wraz z ugotowanym al dente makaronem tagiatelle.
Kurczak przygotowany w ten sposób smakuje bardzo ciekawie. Posmak kopru włoskiego, przebijający się lekko smak cytryny i aromat wina. Naprawdę dobre. I zdrowe.
Podsumowanie roku 2024 w RPG
11 godzin temu
opinie: 3 Prześlij komentarz
8 lutego 2010 07:37
Siedzę sobie rano w pracy a tu coś takiego. Przez chwilę otworzyły mi się wszystkie moje wrzody nim zalała je ślina. Przyznaj się Wesyr gdzie uczyłeś się gotować - mniam !
8 lutego 2010 08:54
Samouctwo wynikające z potrzeby przeżycia ;) Później odnalazłem jakąś niezwykłą satysfakcję płynącą z gotowania.
8 lutego 2010 21:57
Dzięki za przepis. W ogóle na Twoim blogu robi się coraz "smaczniej" ;)
Prześlij komentarz