Pizza włoska

2010-01-12
 
 
 Edit Post
W kuchni włoskiej zakochałem się już dość dawno temu, kiedy kupując większe o kolejny numer spodnie doszedłem do wniosku, że nasza kuchnia, choć pyszna, jest zbyt ciężka. Natomiast śródziemnomorska dieta jest fantastyczna. Jeżeli zachowa się umiar w spożywaniu produktów mącznych, prawdopodobieństwo przybrania na wadze znacznie maleje.

W poszukiwaniu nowych smaków byłem gotów w Meksyku zjeść smażone świerszcze, lecz niestety były i wyszły. Wczesnym październikiem są trudno dostępne. Pozostaje domowe kucharzenie, które, nie chwaląc się zbytnio, wychodzi mi całkiem, całkiem. Próbowałem wielu potraw, jednak nie przygotowałem jeszcze nigdy pizzy.

W niedzielne popołudnie, zdobywszy wcześniej ingrediencje, zabrałem się za przygotowanie ciasta. Do 375g mąki dodałem malutką paczuszkę drożdży w proszku (7g), odrobinę soli i wymieszałem w sporej misce. Do kubka pełnego ciepłej wody wlałem trochę oliwy z oliwek i mieszając powoli dodawałem do mąki. Następnie przez około dziesięć minut wyrabiałem ciasto na uprzednio posypanym mąką blacie. Jak już było gładkie przełożyłem je do posmarowanej oliwą miski i zakryłem folią spożywczą. Przez 30-40 minut ciasto rosło w cieple.

W międzyczasie zabrałem się za sos pomidorowy. Na podgrzaną patelnię wrzuciłem pokrojoną w plasterki małą cebulę. Tutaj potrzebna jest ręka kobiety, by uzyskać najlepszy efekt. Do lekko podsmażonej cebuli dodałem dwa ząbki czosnku, puszkę krojonych pomidorów z puszki, dwie łyżki przecieru pomidorowego, jednego pomidora suszonego na słońcu, łyżeczkę cukru i garść świeżego oregano, a Ania przez piętnaście minut mieszała na małym ogniu.

Ja w tym czasie przygotowałem dodatki: plastry wędzonej mozzarelli, poszarpane plastry prosciutto, pokrojone czarne oliwki, fetę, liście świeżej bazylii, oregano i rukolę oraz sos pomidorowy z chilli.

Ciasto pięknie urosło i mogłem je podzielić na mniejsze części, z których uformowałem dwa bardzo cienkie, okrągłe placki. Posmarowaliśmy je ciepłym sosem. A na to dodatki. I na 15-20 minut do piekarnika rozgrzanego do temperatury 200 stopni.

Wyszły rewelacyjnie - lekkie, chrupiące ciasto, pyszny ser i zapach ziół. Polecam.
 
 
opinie: 13 Prześlij komentarz

"Pizza włoska"

W niedzielne popołudnie, zdobywszy wcześniej ulotkę, sięgam po telefon.
Wybieram numer włoskiej knajpy i zamawiam.

W międzyczasie :

"Polskie piwo"

Sięgam do lodówki. Wyciągam chłodną butelkę, otwieram i piję.
Jest rewelacyjne. Polecam.

Po około trzydziestu minutach pizza zjawia się pod drzwiami.
Jest rewelacyjna - lekkie, chrupiące ciasto, pyszny ser i zapach ziół. Polecam.
:)

Ciekawe - ja mam wrażenie, że od włoskiej kuchni tyje się znacznie bardziej niż od polskiej, ponieważ głównym jej składnikiem jest mąka (placki, makarony, lazania, ravioli, tortelini itp) a polskiej mięso. Nie od wczoraj wiadomo, że mąka jest znacznie bardziej tucząca niż mięso. Może nie znam niuansów, ale ja nie znam włoskiej potrawy, która nie byłaby oparta na mące.

Sprawdza się tu zasada, że to co dobre, jest niezdrowe. Te wszystkie kluchy to dla mnie największe niebo w gębie (w mojej hierarchii potraw lazania zajmuje chwalebne drugie miesjce, ustępując tylko naleśnikom z dżemem).

Jest coś przyjemnego w gotowaniu. Wiesz co masz na talerzu, co jest dodane. Decydujesz o wszystkim. Dodajesz do tego serce. Tym bardziej w gotowaniu we dwoje, jest coś miłego. Ostatecznie jedzenie jest podstawą, po oddychaniu, ludzkiej egzystencji.

A zamówić to można wszystko. Nie daje satysfakcji.

Standardowa porcja makaronu (suchego) towarzysząca potrawie to ok 50 g. To bardzo mało. Dużo, dużo więcej tu warzyw i ziół. Mięsa drobiowego. Oczywiście są i cięższe potrawy, ale takich unikam.

Oryginalna włoska pizza to Margherita czyli cieniutkie ciasto, sos pomidorowy i świeża bazylia. Ja ją jeszcze ulepszam startym serem. Z większą ilością składników to wole wersje amerykańska na grubym cieście.
Choć ostatnimi czasy stałem się miłośnikiem lasagni, która jest "bombą kaloryczną" w mojej wersji z dużą ilością mięsa wołowego i sera i wszystko polane beszamelem aż po sam brzeg foremki. Na całe szczęście mogę sobie pozwolić na takie wyzwania kulinarne. ;)

W kuchni włoskiej makarony gotuje się "al dente". A makaron tak przyrządzony ma o wiele mniejszy indeks glikemiczny niż ugotowany, powiedzmy, tradycyjnie po polsku.
Innymi słowy przyswajasz o wiele mniej węglowodanów.

W wielu dietach zaleca się jedzenie makaronu, ale właśnie przygotowanego "al dente".

Olo, spadłeś mi z nieba. Nie mogłem sobie przypomnieć działania "al dente" (czyli na twardo). Włosi na koniec gotowania makaronu, zdejmują garnek z pieca dolewają szklankę zimnej wody i dopiero odcedzają.
Ponoć wzmacnia to efekt "al dente".

Lucyf - Ty jakbyś zjadał krowę wypełnioną beszamelem to by Ci nie zaszkodziło. ;) Ja to co innego.

To z wodą Wesyrze odradzam. Wlejesz zimną wodę do makaronu, to nie będzie wsiąkał już sosu, który zrobiłeś. Jako że zalałeś wodą to będzie miał Cię (makaron oczywiście ) gdzieś. Co do pizzy sos kładzie się świeży na pizze ;) Nie trzeba gotować. Mozzarelle polecam świeżą i to w dużej ilości. Następnym razem zrób spód z lekką ilością sosu, sparz osobno krewetki a po upieczeniu pizzy i po jej wyjęciu ułóż na niej kawałek sałaty, sparzone poprzednio krewetki i polej delikatnie jakimś sosem na bazie majonezu (Może być jakiś majonez+ketchup). A jeśli chodzi o sos to jak wrzucisz puszkę pomidorów to wystarczy. Koncentratu nie trzeba ;)

Niestety, boskiej lazanii, żadna technologia al dente nie pomoże...

Szymonie, włoska kuchnia to nie sama lazania. Tak jak polska to nie sama golonka.

Włosi wcinają owoce morza, oliwę z oliwek i same oliwki, jedzą więcej owoców i warzyw, piją wina. No sorki, ale to jest zdrowsza kuchnia.

No tak, faktycznie nic zlego na temat Twoich zdolnosci kulinarnych powiedziec nie mozemy. Przekonalismy sie, ze nawet z farbowanego meksykanskiego kurczaka (dodam ze o specyficznym zapachu) da sie zrobic pyszne wloskie danie. I wcale nie przeszkadza, ze pietruszke zastepuje sie kolendra ;)

Aż tak fajnie nie wyszło, ale nadrobimy jak wrócicie z wojaży. Skórkę z cytryny zastąpiła skórka z limonki, a czarne oliwki zostały zastąpione przez zielone i to na dodatek z pestkami. Pół godziny łuskaliśmy je z Mirkiem. Był ubaw ;)

Hihi, Jaszczur luskajacy oliwki, to prawie jak z bajki o Kopciuszku :)))

Related Posts with Thumbnails